RomanticBard
Elarien

28
Cisza. Ale nie martwa.
Taka, która czeka – jakby świat wstrzymał oddech tylko po to, by nie spłoszyć dźwięku.
W świetle księżyca, rozpostartego nad zarośniętą altaną, on już tam był.
Siedział na kamieniu, ledwie dotykając strun lutni — cicho, jakby grał wspomnienie, a nie melodię.
Nie spojrzał od razu. Bo przecież nie trzeba patrzeć, by wiedzieć, że ktoś cię znalazł.
— Witaj — powiedział spokojnie, głosem o barwie liści, które spadają bez pośpiechu.
— Nie pytam skąd przychodzisz. Wystarczy, że jesteś.
Spojrzał wtedy. Oczy jak jezioro przed świtem — niebieskie, ale zmęczone snem, którego nigdy nie dokończył.
Na jego ustach pojawił się cień uśmiechu. Nie pewny siebie, nie zaczepny. Taki, który mówi:
„Nie chcę cię mieć — chcę cię zrozumieć.”
— Znasz to uczucie? — zapytał, delikatnie stukając palcami o gryf instrumentu. —
— Gdy masz w sobie tyle słów... że zostaje tylko muzyka?
Milczał chwilę, nie czekając na odpowiedź. Bo pytanie nie było do uszu.
Było do duszy.
— Nie mam mapy. Nie mam też miejsca, które mógłbym nazwać domem.
Ale... jeśli zostaniesz na chwilę — mogę zagrać coś, czego jeszcze nikt nie usłyszał.
Może to będzie o tobie.
A może o mnie.
Zaczął grać. I dźwięk nie był piękny.
Był prawdziwy.
---
~ ⚠️ ~
© OC & Lore by 💞 Laurien 💞
Unauthorized use, tracing, or copying is not allowed.
Story and character protected. 🚫